wtorek, 26 lipca 2011

Oszczędzamy dalej bez podatku Belki

Oszczędzający swoje pieniądze na lokatach bankowych, będą mogli nadal unikać płacenia podatku od zysków kapitałowych. Jak wiadomo było od jakiegoś czasu, rząd miał wprowadzić zmiany w przepisach,  które uniemożliwiłyby zakładanie lokat z dzienną kapitalizacją odsetek. A właśnie takie lokaty umożliwiały do tej pory unikanie znienawidzonej przez wielu daniny. Zmiany miały wejść w życie 1 stycznia 2012 r. A teraz zła wiadomość. Ministerstwo finansów jedynie odkłada pracę nad wprowadzeniem nowelizacji i niewykluczone, a nawet bardzo prawdopodobne jest to, że po wyborach powróci do tej koncepcji. Obecne zaniechanie zmian wygląda mi na tani chwyt wyborczy. Zatem co się odwlecze to nie uciecze. Nie mam odłożonych żadnych środków "na procent", zatem całe zamieszanie mnie bezpośrednio nie dotyczy, jednak w przyszłości, gdy będę posiadał nadprogramowe zaskórniaki, być może chciałbym umieścić je na koncie z niewielkim procentem. Osobiście postrzegam podatek Belki za twór, który skutecznie zniechęca do odkładania pieniędzy i liczę na to, że kiedyś zostanie zupełnie zniesiony, przynajmniej w kwestii lokat bankowych i kont oszczędnościowych.
Pomarzyć zawsze można.

Zainteresowanych jak wygląda szczegółowo system pozwalający ominąć podatek Belki odsyłam tutaj.

piątek, 22 lipca 2011

Grać czy inwestować?

O osobach, które uprawiają day trayding, kupują akcje góra na kilka dni lub tygodni zwykło się mówić, że są graczami. Inwestorami są natomiast te osoby, które dokonują zakupu na lata a przynajmniej na wiele miesięcy. Analogicznie można powiedzieć, że gracz kupuje akcje, natomiast inwestor - spółkę. Ten pierwszy będzie zwracał największą uwagę na kursy akcji i wykresy, a ten drugi na fundamenty spółki i perspektywy jej rozwoju. Gracz w dużej mierze jest zależny od wskaźników makroekonomicznych i wiadomości napływających ze świata. Inwestor przywiązuje do tych kwestii nieco mniejsza wagę, albo tak jak Warren Buffett zupełnie się nimi nie przejmuje. Moim zdaniem gracz, znacznie bardziej niż inwestor podatny jest też na podejmowanie decyzji pod wpływem emocji. Do której grupy zaliczam się ja?

Na dzień dzisiejszy chyba jestem gdzieś po środku. Jeśli chodzi o kryterium czasu to najdłużej w portfelu trzymam akcje Optimusa. Nie licząc małych perturbacji trwających kilka dni, posiadam je już ponad pół roku. Jak dotąd sporą część moich transakcji stanowiły zakupy spekulacyjne, głównie na okres kilku tygodni. Zdarzały się też transakcje jedno lub kilku dniowe, ale mógłbym policzyć je na palcach jednej ręki. Jeśli chodzi o inwestycję w Optimusa, to w tym przypadku najbardziej liczy się dla mnie sama spółka i jej potencjał. W tej chwili jest to  jedyna spółka w moim portfelu. Wierzę, że w dłuższej perspektywie przyniesie mi zysk. Danymi makroekonomicznymi staram się nie przejmować już tak bardzo jak dotychczas, co nie zmienia faktu, że stale obserwuję sytuację na rynku i z pewnością nie mam zamiaru jej zupełnie ignorować. W przypadku gdyby aktualna korekta okazała się początkiem bessy nie wykluczam wycofania swojego kapitału i powrotu na giełdę w odpowiednim momencie.

Niezależnie jakie decyzje podejmę w najbliższym czasie, w dłuższej perspektywie będę dążył do tego, aby w jak najmniejszym stopniu być graczem, a jak największym - inwestorem.

wtorek, 19 lipca 2011

Biblioteka Inwestora


Książek, artykułów, wszelakich kursów czy stron internetowych o samym tylko inwestowaniu w akcje jest całe mnóstwo. Oczywiście najlepiej byłoby przeczytać wszystko to, co wpadnie nam w ręce lub znajdzie się w zasięgu wzroku. Jednak nie wydaje mi się, aby było to mądre posunięcie, tym bardziej, że na rynku księgarskim, czy w internecie sporo jest treści o wątpliwej wartości merytorycznej. A tak w ogóle, to kto w dzisiejszym, zapracowanym i zabieganym społeczeństwie miałby czas i ochotę na to, aby studiować wszystkie dostępne materiały edukacyjne. Żeby z powodzeniem kupować i sprzedawać akcje na giełdzie, wystarczy tak na prawdę przeczytać kilka książek. I nie jest to tylko moje prywatne, odosobnione zdanie. Problem polega na tym, aby wybrać te najbardziej wartościowe. Wiem to z autopsji, że gdybym na początku swojej przygody z giełdą przeczytał odpowiednie pozycje, to ustrzegłbym się przed wieloma błędami. 


  "Nie pomoże Ci żadna książka, której nie przeczytałeś."
  Mark Victor Hansen  

W ostatnich latach zaniedbałem nieco czytanie. W porę się jednak opamiętałem i od niedawna nadrabiam zaległości. Jeszcze nie tak dawno pochłaniałem maksymalnie 1 książkę w roku. Teraz staram się, aby była to przynajmniej 1 książka w miesiącu (i tak daleko mi do Billa Gatesa, ze średnią 1 na tydzień). Skończyły się wymówki o braku czasu. Jest jeszcze sporo tytułów, z którymi chciałbym się zapoznać i mam nadzieję, że żadne obowiązki mi w tym nie przeszkodzą.

Postanowiłem utworzyć na blogu dział, który zwać się będzie "Biblioteką Inwestora". Będę w nim systematycznie zamieszczał moje subiektywne opinie na temat książek, które do tej pory przeczytałem. Mam nadzieję, że pomoże to początkującym inwestorom w wyborze odpowiedniej lektury, a tym bardziej zaawansowanym i zapracowanym zaoszczędzę niepotrzebnego czytania i wyrzucania pieniędzy w błoto.

piątek, 15 lipca 2011

22 % w 3 minuty

Jak dotąd miałem dwie przygody związane z rynkiem New Connect i obydwie skończyły się dla mnie nieprzyjemnie. Skupię się na ostatniej z nich, która miała miejsce całkiem niedawno. Bodajże 9 maja tego roku na parkiecie zadebiutowała spółka Biomax

W ciągu pierwszego dnia notowań jej akcje - przy sporym jak na New Connect obrocie (ponad 3 mln zł) - z poziomu 5.56 podrożały do 6.66 zł. Kolejnego dnia (licząc na kontynuację trendu wzrostowego, a co za tym idzie - łatwy i szybki zarobek) dokonałem czysto spekulacyjnego zakupu niewielkiego pakietu akcji tej spółki. Transakcję zrealizowałem na otwarciu po cenie 7.80! Plan był prosty jak konstrukcja cepa: przytrzymać przez chwilę i wiać. W ciągu kilku minut kurs poszybował do wys. 9.55 zł i to okazało się być maksimum tego dnia. Kurs zamknięcia na poziomie 9.00 zł gwarantował mi mimo wszystko 15% zysk. Zamiast zadowolić się, tym bądź co bądź świetnym jak na 1 dzień wynikiem i zamknąć pozycję, postanowiłem nic nie robić. I tak, najpierw oczekując dalszych wzrostów, a następnie zatrzymania spadków i odbicia w górę, dotrwałem z akcjami Biomaxu do połowy czerwca realizując w efekcie stratę w wysokości 70%. Człowiek mając w pamięci początkowe wzrosty (przy milionowych obrotach) z niedowierzaniem patrzył na to, jak kurs (przy obrotach często nie przekraczających kilku tys. zł!!!) obsuwa się dramatycznie w dół. Nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że doskonale zdawałem sobie sprawę, jak irracjonalne rzeczy dzieją się na New Connect i już nie raz widziałem tam spółki zachowujące się po debiucie identycznie jak Biomax. Nie uchroniło mnie to jednak przed niemądrą stratą pieniędzy. Gdybym nie kierował się chciwością, tylko doświadczeniem i trzymał się założonego planu, zanotowałbym zysk 22% w 3 minuty...

środa, 13 lipca 2011

Miałeś chamie złoty róg...

Spółkę Optimus zacząłem obserwować w listopadzie 2010 r. gdy kurs jej akcji przebywał w okolicy 3 zł. Nie mając jednak wolnych środków stałem z boku i tylko obserwowałem sytuację. Pierwszych zakupów dokonałem w styczniu 2011 r. po cenie 3.50 zł, a więc w momencie znacznego wybicia, które okazało się być początkiem dużych wzrostów. Kurs akcji producenta gier rósł jak na drożdżach i wydawało się, że nic nie jest w stanie go powstrzymać przed nowymi szczytami. Kilka razy zastosowałem strategię uśredniania w górę i w pewnym momencie byłem ubrany w te akcje po uszy. Fundamentalna zasada dywersyfikacji portfela poszła w odstawkę. W pewnym momencie 90% środków jakie posiadałem wpompowane były w jedną spółkę. Wkrótce nadszedł moment otrzeźwienia. To co wydawało mi się tylko mrzonką, głoszoną przez giełdowych malkontentów i naganiaczy na spadki po woli stawało się faktem. W dniu premiery gry "Wiedźmin" - sztandarowego produktu Optimusa -  inwestorzy rozpoczęli realizować zyski zgodnie z zasadą "kupuj plotki sprzedawaj fakty". Ja jednak dalej siedziałem na tyłku myśląc, że to tylko jedna z wielu zadyszek przed dalszą wspinaczką. Skoro wytrzymałem wyprzedaż akcji Optimusa przez ABC Datę, to czemu miałbym teraz skapitulować?


Uparcie trzymałem swój pakiet, jednak w pewnym momencie gdy wirtualny zysk zdążył już wyparować emocje wzięły górę i dokonałem sprzedaży z małą stratą. Miałem już dość patrzenia na kurczącą się zawartość portfela. Strach przed dalszymi spadkami był u mnie zbyt duży. Jak się okazało transakcji sprzedaży dokonałem w bardzo kiepskim momencie a mianowicie w samym dołku korekty. Dzień później Optimus zaliczył kilkunastoprocentowy wzrost. Zdążyłem odkupić spory pakiet papiera  po cenie "nieco" wyższej niż sprzedawałem, ale dzięki temu załapałem się na część dziennego wzrostu. W ciągu kilku kolejnych dni dokonałem jeszcze jednej irracjonalnej sprzedaży akcji z powodu spadków. Przez niepotrzebne transakcje spowodowane emocjami straciłem 10% swojego kapitału zainwestowanego w Optimusa. Gdybym nie dokonywał żadnych działań byłbym dziś na minimalnym plusie.

Pewnie nie tylko ja żałuję, że nie pozbyłem się swoich akcji na górce - powyżej 9 zł i nie odkupiłem poniżej 7 zł. Chciałoby się powiedzieć "miałeś chamie złoty róg ostał ci się ino sznur". Strata 10% jest na szczęście do zaakceptowania i przy odrobinie szczęścia może uda mi się wrócić do wartości początkowej mojego portfela w ciągu najbliższych tygodni. Mam nauczkę na przyszłość. Musiałem przekonać się na własnej skórze, że stare prawdy giełdowe tj. "nie ulegaj emocjom", "unikaj zbyt wielu transakcji", "kupuj plotki sprzedawaj fakty" nie są pustymi hasłami.

Powitanie

Witaj,

na początek prowadzenia tego bloga kilka zdań tytułem wstępu. Z wykształcenia jestem prawnikiem. Inwestowaniem na giełdzie, pierwszy raz zainteresowałem się kilka lat temu, jednak pierwsze akcje kupiłem dopiero w 2010 r. Dziś żałuję, że nie uczyniłem tego znacznie wcześniej, bo byłbym w tym momencie bogatszy o więcej doświadczeń. Niestety kiedyś żyłem w błędnym przekonaniu, że giełda to miejsce dla ludzi majętnych i ze swoimi studenckimi oszczędnościami (kilkaset zł) nie mam tam czego szukać. Ale jak to się mówi "lepiej późno niż później".

W inwestowaniu, poza przyziemną chęcią zarobienia dużej gotówki, dobrze jest mieć jakiś konkretny cel. Aktualnie moim ambitnym celem jest pomnożenie posiadanego kapitału do wielkości, która pozwoli mi w niedalekiej  przyszłości kupić mieszkanie, unikając przy tym zaciągania kredytu. "Niedaleka przyszłość" to wyrażenie dość nieprecyzyjne (o nieostrym zakresie - jak stwierdziłby prawnik). Powiedzmy, że dla mnie w tym przypadku jest to 3-4 lata, licząc od momentu założenia bloga.  

Zapytasz się, dlaczego nie chcę brać kredytu skoro prawie wszyscy młodzi ludzie tak robią? Odpowiedź jest prozaiczna. Otóż nie mógłbym się pogodzić z faktem, że muszę oddać bankowi dwa  razy więcej pieniędzy niż wynosiłby koszt mojego nowego mieszkania. Mówiąc wprost nie chcę płacić za jedną nieruchomość jak za dwie. Koszty kredytu wynoszą często grubo ponad 100% kwoty głównej, więc to nie tylko wartość mieszkania, ale nawet i skromne jego umeblowanie. Jako, że nie chcę czekać na swój kąt w nieskończoność w ostateczności dopuszczam wyjście awaryjne, czyli kredyt przy znacznym udziale wkładu własnego (aby chociaż zmniejszyć koszty). Znaczny wkład własny to dla mnie przynajmniej 100 tys. zł (czyli ok 1/3 sumy jakiej bym potrzebował na całkowite finansowanie).

Mam nadzieję, że droga, którą postanowiłem podążać nie będzie zbyt długa, kręta i wyboista, a przede wszystkim nie okaże się drogą prowadzącą donikąd.

Blog ten ma stanowić dla mnie swego rodzaju motywację do działania oraz - jak sama nazwa wskazuje - dziennik, w którym notuję swoje wzloty i upadki, i do którego będę mógł w przyszłości wracać. Możesz od czasu do czasu odwiedzać to miejsce i przyczyniać się (komentarzami, wskazówkami, uwagami) do tego, aby moja wędrówka nie była zupełnie samotna. Serdecznie zapraszam.

Uprzedzam, że jestem początkującym blogerem więc proszę o początkową wyrozumiałość.


Pozdrawiam
Mar