Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SFS. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SFS. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 stycznia 2017

Sfinks - retrospekcja.

Po raz kolejny przychodzi mi zamieszczać wpis po długotrwałym milczeniu. Tym razem przerwa w pisaniu okazała się jeszcze dłuższa niż poprzednio i trwała blisko 2 lata. Przez ten okres dużo się u mnie zmieniło. Przede wszystkim sytuacja życiowa wymusiła na mnie sprzedaż wszystkich akcji. Obecnie giełdę obserwuję zza bocznej linii, aczkolwiek mam nadzieję, że pustostan na moim koncie maklerskim nie potrwa już długo i w najbliższym czasie będę mógł powrócić na inwestycyjną ścieżkę. Jest to pierwszy taki przypadek, gdy pozostaję poza rynkiem dłużej niż kilka miesięcy.

Biorąc pod uwagę fakt, że ostatni mój tekst na tym blogu dotyczył inwestycji w spółkę Sfinks, postaram się popatrzeć na tę inwestycję ponownie, z obecnej perspektywy.

Akcji Sfinksa pozbyłem się - nie będę tego ukrywał - trochę pod wpływem emocji (po szczegóły odsyłam do poprzedniego wpisu). Co prawda sprzedaży dokonałem z zyskiem (zakup  po cenie 1,35 zł, realizacja zysku na poziomie około 2 zł), jednak jak się później okazało nastąpiło to w przeddzień bardzo znaczącego wzrostu wyceny tej spółki na giełdzie. Po kilku tygodniach od mojej sprzedaży akcje Sfinksa wyceniane były już powyżej 3 złotych. Z rąk wymknęła mi się wówczas szansa osiągnięcia jeszcze większego i ponadprzeciętnego zysku, w dodatku w dość krótkim czasie.

W momencie, gdy piszę te słowa akcje spółki Sfinks sprzedawane są po 2,85 zł. Maksimum jakie osiągnęły w ostatnich dwóch latach to 4,86 zł w marcu 2016r. Przy czym poziom 4 zł przekraczały w latach 2015-2016r. niejednokrotnie. 

Posiadając obecną wiedzę o tym, jak zachowywał się Sfinks w ostatnim czasie mogę stwierdzić, że najkorzystniejszym zachowaniem z mojej strony byłoby przetrzymanie akcji jeszcze przez kilka miesięcy i sprzedaż powyżej 4 zł. Nie mówiąc o tym, że losem wygranym na loterii byłoby wstrzelenie się z transakcją sprzedaży w marcu 2016r. Nie oszukujmy się jednak, że nieczęsto udaje się trafić z zakupem akcji w momencie gdy ich cena szoruje po dnie, aby następnie sprzedać je w momencie, gdy osiągają szczyt. Prędzej można doświadczyć sytuacji odwrotnej. Łapanie dołków i górek zazwyczaj wychodzi, ale w konfiguracji niekorzystnej dla inwestora.

Niewątpliwie dobrym posunięciem z mojej strony okazałaby się też bezczynność utrzymująca się po dziś dzień. Na koncie posiadałbym aktualnie akcje, których wartość byłaby mniej więcej dwukrotnie wyższa niż w pierwszym kwartale 2015r. Mimo wszystko byłby to jednak tylko zysk wirtualny. Nie wiem jak zachowają się te akcje w przyszłości - może poszybują w górę, a może spadną na łeb na szyję (nie jestem w tym momencie na bieżąco z sytuacją spółki). Zysk wirtualny jednego dnia jest, a drugiego dnia może okazać się pustką na koncie. Liczy się faktyczna realizacja zysku i rozliczenie na plus, co udało mi się ostatecznie w tym przypadku osiągnąć.

Musze w tym miejscu zwrócić uwagę, że moja przygoda ze spółką Sfinks miała różny charakter. Oceniłbym ją jako połączenie spekulacji z inwestowaniem w wartość. Sprzedawałem i kupowałem Sfinksa kilkukrotnie. Potrafiłem trzymać te akcje w portfelu przez 2 miesiące jak i przez blisko 2 lata. Nie mam wątpliwości, że moją uwagę na tę firmę zwróciły jej fundamenty i szansa na wyjście z kryzysu (spółka w pewnym momencie była już spisywana na straty). To analiza fundamentalna dała mi impuls do zakupu tych akcji. O sprzedaży decydowały już natomiast przede wszystkim emocje. I to jest negatywny aspekt mojego epizodu ze Sfinksem, którego chciałbym uniknąć w przyszłości.

Każdy typ inwestora czy to spekulant, czy fundamentalista mógł znaleźć na tym poletku coś dla siebie i na Sfinksie zarobić. Mi udało się tego dokonać (co prawda w mało spektakularnym wymiarze) przy mieszaniu technik inwestycyjnych. 

Gdyby nie podejmowanie decyzji pod wpływem emocji, wypracowany zysk mógłby być jeszcze większy. 

I niech taki będzie morał tej historii.

piątek, 27 marca 2015

Zmiany w portfelu - Sfinks


Witam po długiej nieobecności! Już myślałem, że z powodu natłoku obowiązków i braku wolnego czasu mój blog umrze śmiercią naturalną i pewnie stagnacja w tym miejscu trwałby nadal, gdyby mojej uwagi nie zwrócił pewien szczegół. Otóż pomimo mojego milczenia trwającego około 1,5 roku, na facebookowym profilu Dziennika Inwestora (ku mojemu zdziwieniu) w ciągu kilku ostatnich tygodni przybyło kilkudziesięciu nowych mniej lub bardziej przypadkowych obserwatorów. Okoliczność powyższa sprawiła, że po potwierdzeniu w statystykach Google, iż na to pustkowie zwane dziennikiem trafiają jednak jacyś zagubieni internauci, postanowiłem coś naskrobać i poinformować o zmianach jakie zaszły w moim portfelu od ostatniego wpisu. 

Po pierwsze muszę się przyznać, że kilka tygodni temu pozbyłem się akcji Sfinksa. Uczyniłem to chyba trochę przedwcześnie bo ominęły mnie znaczne wzrosty (skąd ja to znam...), ale inwestycja ostatecznie i tak została rozliczona na plus. Spółka gościła na moim rachunku blisko 2 lata. Kupowałem ją w momencie gdy największy akcjonariusz pan Sylwester Cacek zapowiadał wyjście przedsiębiorstwa z kryzysu. Z tego co pamiętam aby pokazać, iż nie jest to tylko czcza gadanina wpompował w Sfinksa kilka okrągłych milionów. Stan finansów spółki znacznie się poprawił, a rok 2014 udało się jej zakończyć z wypracowanym zyskiem. Ostatni raz taki stan został odnotowany w zamierzchłych czasach, a dokładnie w 2006 r. Decydujący wpływ na poprawę kondycji Sfinksa miało porozumienie zawarte z bankami ING i PKO BP dotyczące restrukturyzacji zadłużenia spółki. Banki te zgodziły się na czasowe zawieszenie spłat, wydłużenie okresu, w którym kredyty te mają być uregulowane, częściowe umorzenie zobowiązań i zmniejszenie swoich marży. Dzięki temu spółka zyskała dodatkowe środki na rozwój (w tym zastrzyk gotówki od pana Caceka). Co jakiś czas słyszało się zresztą o otwarciu nowych restauracji działających pod szyldem Sfinksa i to nie tylko tych franczyzowych, ale i własnościowych spółki.

Do zakupu akcji największej firmy restauracyjnej z sektora casual dining (cokolwiek to znaczy) w kraju i jednej z największych w Europie zachęciła mnie nie tylko poprawiająca się sytuacja firmy, ale przede wszystkim fakt, iż sam lubiłem co jakiś czas przegryźć sobie shoarmę z kurczaka lub z wołowiny. Kilka miesięcy temu po dłużej przerwie pojawiłem się znowu w jednej z restauracji Sfinksa. Był to pierwszy raz kiedy wyszedłem z niej niemile zaskoczony. Nie dość, iż miałem wrażenie, że otrzymana porcja posiłku była mniejsza niż kiedyś, to jeszcze pod względem jakości pozostawiała ona wiele do życzenia. Danie było letnie i zwyczajnie już nie tak smaczne jak kiedyś. Być może wpływ na to miał fakt, iż zostało ono podane szybciej niż w McDonaldzie. Sfinks nigdy nie funkcjonował w mojej świadomości jako fast food, ale jako zwyczajna restauracja, co prawda sieciówka z krótkim czasem oczekiwania na posiłek - ale jednak restauracja. Nawet jakość obsługi nie była już na tak wysokim poziomie jak wcześniej. Czarę goryczy przelała kwota wskazana na rachunku. Dotychczasowe przestępne ceny poszły wyraźnie w górę  i biorąc pod uwagę pogorszenie się serwowanego produktu uważam to za policzek wymierzony moja konsumencką twarz. Nie byłem w swojej opinii odosobniony, gdyż takie same odczucia miała osoba, która mi towarzyszyła.

Moje zniesmaczenie utrzymywało się na tyle długo, że w konsekwencji doprowadziło do sprzedaży akcji Sfinksa. A kierowała mną prosta myśl - tak prowadzony biznes nie jest wart inwestowania w niego moich pieniędzy. Skoro ja jestem niezadowolony i postanowiłem zrezygnować ze stołowania się w tej knajpie, to tak samo prawdopodobnie postąpią inni konsumenci. Moja decyzja była może nieco przedwczesna (nie sprawdziłem innych "Sfinksów" co do jakości jedzenia) i pochopna (w przeddzień ogłoszenia rocznego sprawozdania finansowego) - co potwierdza okoliczność, iż tuż po tym jak dokonałem sprzedaży, akcje Sfinksa zanotowały znaczne wzrosty - jednak wyszedłem z założenia, że to sieć, a więc obowiązują w niej jednolite ceny i podobne standardy. Dotychczas nie przytrafiła mi się jeszcze sytuacja, aby np. w którejś z restauracji Pizza Hut jedzenie było gorsze lub lepsze niż w pozostałych lokalach tej samej sieci. Co do zasady wszędzie mogę spodziewać się tego samego zarówno co do jakości jak i ceny.

Dziś z perspektywy krótkoterminowej, mając poczucie straconego znacznego zysku (na który czekałem dość długo) żałuję tylko tego, że nie wykazałem się cierpliwością jeszcze przez kilka tygodni i nie pogoniłem tego papieru przy kursie 3 zł. Z pewnością będę obserwował Sfinksa w przyszłości, choćby po to aby dowiedzieć się, czy moja decyzja o sprzedaży była błędem również w dłuższej perspektywie. Póki co odrabiam kolejną lekcję z inwestowania.

Podsumowując mogę stwierdzić, iż mój instynkt inwestora zadziałał prawidłowo jeśli chodzi o wypatrzenie na giełdzie właściwej spółki i dokonanie zakupu w promocyjnej cenie, natomiast zabrakło mi rozwagi przy wybraniu momentu sprzedaży. A tak pół żartem, pół serio, to okazję do ponadprzeciętnego zysku zaprzepaściłem totalnie przypadkową wizytą w restauracji, która mogła by mieć miejsce nieco później...

piątek, 22 marca 2013

Sfinks - ponowny zakup

Z małym opóźnieniem informuję, że w dniu 21 lutego 2013 r. odkupiłem akcje spółki SFINKS, która wyskoczyła mi z portfela na skutek eksperymentów ze stop lossem. Transakcji dokonałem po cenie 1,36 zł (wcześniejsza sprzedaż nastąpiła na poziomie 1,42 zł ). Za niewielką nadwyżkę nabyłem kilka dodatkowych sztuk akcji. Póki co inwestycja wygląda optymistycznie. Przyznam szczerze, że liczyłem na przekroczenie poziomu 2 zł na SFS, ale nie aż tak szybko. Wiadomości napływające ze spółki w ostatnim czasie są optymistyczne, niestety szeroki rynek prezentuje się coraz gorzej i może zahamować dalsze wzrosty. Patrząc jednak na jedną z niedawnych sesji, gdy WIG niemiłosiernie obrywał a SFINKS zanotował zwyżkę około 20% możemy się spodziewać wszystkiego. Z jednej strony przechodzi mi przez myśl powiększenie pozycji, z drugiej strony nie mogę zapominać o dywersyfikacji portfela. Lokowanie większości gotówki w jeden biznes nie byłoby zbyt roztropne.

p.s. 
Póki co rezygnuję ze stosowania stop lossa czy też zlecenia ze stopem kroczącym. Mechanizm ten zupełnie się nie sprawdza w przypadku akcji, którymi gwałtownie buja na wszystkie strony.

sobota, 2 lutego 2013

Sfinks - automatyczna realizacja zysku

Kilka dni temu, aktywowało się na moim rachunku maklerskim zlecenie ze stopem kroczącym, jakie miałem ustawione na akcjach Sfinksa. Muszę przyznać, że z jednej strony liczyłem się z taką ewentualnością, gdyż zastosowany Stop Loss był dosyć "ciasny" (10% spadek powoduje sprzedaż), z drugiej strony nie spodziewałem się,  że nastąpi to aż tak szybko.

Posiadane przeze mnie walory zostały sprzedane po cenie 1.42 zł. Biorąc pod uwagę, że zakupu dokonałem po 1.24 zł stopa zwrotu - po odjęciu kosztów prowizji - wyniosła 13.54 %. Inwestycja długoterminowa stała się więc krótkoterminową spekulacją. Nie ukrywam jednak, że do akcji Sfinksa chciałbym powrócić  i może to nastąpić w najbliższym dogodnym momencie. Oczywiście decyzji o zakupie nie będę podejmować pochopnie. Bezsensowne byłoby bowiem  ustawianie Stop Lossa, ignorowanie go gdy zadziała i  odkupywanie akcji. Wielokrotne powtarzanie takiego procesu  z pewnością doprowadziłoby mnie do utraty kapitału. Muszę rozważyć, czy nie wprowadzić jakichś modyfikacji w wykorzystaniu zlecenia ze stopem kroczącym na Sfinksie. O ile Vistula zachowuje się w miarę stabilnie i tam zastosowanie takiego zlecenia ma sens o tyle Sfinksem buja na wszystkie strony i o aktywację zlecenia sprzedaży tam nietrudno.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Klątwa Faraona, czyli inwestycja w Sfinksa


O "Klątwie Faraona" głośno było w ostatnim czasie przy okazji zawieszenia prezesa GPW Ludwika Sobolewskiego z powodu rzekomego "nakłaniania" firm z New Connect do finansowania nowej polskiej komedii, której akcja osadzona została w Egipcie. Ostatecznie Sobolewski został odwołany ze stanowiska. Jednak nie o upadku "faraona" polskiej giełdy, czy kolejnym tandetnym filmidle będzie mowa w niniejszym wpisie, a o prawdopodobnym ustaniu klątwy, która trapiła od kilku lat jedną ze spółek, w którą zdecydowałem się zainwestować na początku tego roku. Zgodnie z obietnicą daną kilka dni temu postaram się uzasadnić, co skłoniło mnie do zakupu akcji Sfinks S.A.


Pierwszym elementem, który sprowokował mnie do rozważenia tej inwestycji był fakt, że Sfinks to spółka, której produkty/usługi są mi znane i z którymi miałem do czynienia w życiu codziennym. Kilkukrotnie miałem przyjemność stołować się w restauracjach sieci "Sphinx", w różnych polskich miastach. Podają w nich smaczne jedzenie. Ceny nie są wygórowane. Wystrój jest przyjemny. Obsługa przyzwoita. Jeszcze nie zdarzyło mi się, abym wyszedł stamtąd niezadowolony. Co więcej jestem pewien, że jeszcze wrócę tam nie raz. Dlaczego zatem miałbym nie zainwestować swoich pieniędzy, w coś co znam i uważam, że nie jest bublem?

Restauracje "Sphinx" położone są  zazwyczaj w atrakcyjnych lokacjach, gdzie panuje duży ruch, czyli przy głównych ulicach miast lub w galeriach handlowych i z tego co zaobserwowałem, nie narzekają na brak klientów. Te umiejscowione w centrach handlowych wręcz pękają w szwach (przykład: Stary Browar w Poznaniu). Należy podkreślić, że stale otwierane są nowe lokale. "Sphinxa" z całą pewnością nie można zaliczyć do gastronomii typu fast-food. Są to restauracje z prawdziwego zdarzenia, z obsługą kelnerską i kartami  dań, i bardzo często prezentują się lepiej niż knajpy niezrzeszone w żadnej sieci. Zatem sieciówki takie jak McDonald's, KFC czy Burger King (które również opierają się na modelu franchisingu) nie stanowią dla Sfinksa konkurencji. Nie zapominajmy, że Sfinks S.A. to oprócz restauracji "Sphinx" również jeszcze dwie inne marki gastronomiczne, czyli "WOOK" i "Chłopskie Jadło", choć już nie tak popularne. Na ich temat niestety nie mogę się wypowiedzieć, bo nigdy w tych przybytkach nie gościłem.

Jak wynika z ostatniego raportu, na dzień 30 września 2012 r. Spółka Sfinks S.A. zarządza łącznie 109 restauracjami w Polsce i zagranicą. Liczba 108 funkcjonujących w Polsce restauracji obejmuje:
- 89 restauracji Sphinx
- 6 restauracji WOOK
- 8 restauracji Chłopskie Jadło
- 4 restauracje Sphinx Express
- 1 restaurację WOOK Expres

Z tego 12 restauracji stanowi własność spółki, 43 funkcjonuje w modelu operatorskim, a 53 w modelu franczyzowym.

Sfinks miał aspiracje podbicia rynku zagranicznego, jednak ambitne plany ostro zweryfikowała rzeczywistość. W Niemczech i Czechach nadal funkcjonują spółki zależne, z czego ta druga znajduje się w stanie upadłości. Mimo wszystko można mieć nadzieję, że w przyszłości, po wyjściu całej grupy kapitałowej na prostą temat ekspansji zagranicznej powróci. Aktualnie poza Polską funkcjonuje tylko jedna restauracja "Sphinx".

Patrząc na same fundamenty, omawiany biznes nie wydaje się być odpowiednim miejscem na ulokowanie gotówki. Na pierwszy rzut oka sytuacja wygląda fatalnie. Spółka od 2007 r. jest nierentowna. Według stanu z ostatniego raportu finansowego za trzeci kwartał 2012 r. zadłużenie wynosiło blisko 175 % w stosunku do posiadanych aktywów. Gdy przyjrzałem się danym finansowym dokładniej to udało mi się dostrzec światełko w tunelu. Kapitał własny, choć cały czas ujemny to znajduje się w lepszej kondycji niż rok czy dwa lata wcześniej. Aktywa choć nieznacznie, to się zwiększyły (a na przełomie 2008/2009 r. przecież drastycznie zmalały). Strata netto rok do roku systematycznie spada. Taką samą tendencję można zaobserwować również w przypadku trzech pierwszych kwartałów 2012 r. Co do długu, to szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że występują one w następujących proporcjach: 39,87 % to zadłużenie krótkoterminowe, a 135,12 % stanowią zobowiązania długoterminowe. Gorzej jakby było odwrotnie. Jest szansa, że wkrótce, być może już w tym roku spółka znajdzie się nad kreską i zwiększy dochody, co w przyszłości pozwoli na systematyczną spłatę zobowiązań.

Nie bez znaczenia w kontekście danych o zdłużeniu są informacje, które napłynęły w ostatnim czasie. Pozytywny wydźwięk ma z pewnością zawarcie umów z ING Bank Śląski S.A. oraz PKO BP S.A., które mają na celu restrukturyzację długu. Banki przystały m.in. na czasowe zawieszenie wszelkich spłat, wydłużenie okresu, w którym kredyty mają być uregulowane, częściowe umorzenie zobowiązań i zmniejszenie swojej marży. Dzięki temu Sfinks zyska dodatkowe środki które mają zostać przeznaczone na rozwój. Kolejna pozytywna wiadomość - Sylwester Cacek, główny akcjonariusz, zobowiązał się do 31 marca 2013 r. dofinansować spółkę kwotą nie mniejszą niż 6 mln zł.

Podpisanie umowy o stałej współpracy w zakresie sprzedaży oraz reklamy i promocji produktów oferowanych przez Pepsi w ramach sieci restauracji Sphinx, WOOK oraz Chłopskie Jadło z Pepsi-Cola  o wartości około 25 mln zł na okres 5 lat, świadczy o tym, iż Sfinks nie stracił zaufania kontrahentów.

Sfinks prezentuje się ciekawie od strony analizy technicznej. Na wykresie widać potencjał do wzrostów. Akcje tej spółki od szczytu w 2008 r. straciły bardzo dużo na wartości i wiele wskazuje na to, że osiągnęły swoje dno. Od maja 2012 r. formowała się baza, z której w ostatnich tygodniach przy dużych obrotach nastąpiło znaczne wybicie. Pokonanie poziomu 2 zł, który stanowi zeszłoroczne maksimum, powinno być pozytywnym sygnałem dla dalszych wzrostów, a przede wszystkim zachętą dla techników, którzy prawdopodobnie dostrzegą w tym momencie zamknięcie i wybicie z formacji spodka. Oczywiście należy liczyć się z tym, że w przypadku pogłębienia spadków na szerokim runku, również Sfinks może podążyć na południe. Co ciekawe, podczas trwającej aktualnie krótkoterminowej korekty akcje Sfinksa potrafiły zanotować kilkunastoprocentowy wzrost. Z pewnością to optymistyczny objaw. Nieco spokoju na akcjach Sfinksa powinno przynieść ostatnie wejście kolejnego funduszu inwestycyjnego, który nie powinien dokonywać w najbliższym czasie jakichś gwałtownych ruchów in minus. Lepiej 5% akcji w rękach zrównoważonego funduszu niż gromadki indywidualnych spekulantów.

Aktualna kapitalizacja w wysokości 35 mln zł, tylko w przeliczeniu na 55 restauracji własnościowych oraz działających w systemie operatorskim daje poniżej 700 tys. zł na jedną restaurację. To niewiele, a gdy doliczymy do tego wpływy od franczyzobiorców prowadzących ponad drugie tyle lokali, można by uznać że w tej chwili akcje spółki Sfinks oferowane są na rynku w bardzo atrakcyjnej cenie. Można by tak przyjąć, gdyby nie spore zadłużenie, które powoduje, że mamy do czynienia z inwestycją o podwyższonym ryzyku. Dzięki umowom z bankami problem z zadłużeniem przynajmniej przez kilka najbliższych lat nie powinien nam jednak spędzać snu z powiek.

Podsumowując inwestycja w Sfinksa to ryzykowne zagranie, jednak tam gdzie duże ryzyko tam i szanse na duży zysk. Chciałbym aby była to inwestycja długoterminowa, aczkolwiek nie ukrywam, iż będę starał się zachować czujność i nasłuchiwać informacji nadchodzących ze spółki. Zobaczymy co przyniesie najbliższy raport finansowy oraz jak szczodry okaże się Sylwester Cacek.

sobota, 12 stycznia 2013

Rok 2012 i bieżące zmiany w portfelu


Na wstępie chciałbym podsumować w kilku słowach miniony rok. Upłynął on  bez większej aktywności z mojej strony. Nie licząc jednej spekulacyjnej inwestycji na New Connect, spędziłem go praktycznie poza rynkiem. Na kilka miesięcy giełda zeszła u mnie w ogóle na plan dalszy. Przypomniałem sobie o niej dopiero w grudniu, co zaowocowało już pewnymi transakcjami na początku 2013 r. Ale o tym za chwilę.


Dzięki transakcjom na akcjach 11 bit udało mi się uzyskać 9% stopę zwrotu zainwestowanych środków (jest to zysk po odjęciu prowizji). Jako, że zainwestowana gotówka była niewielka, w skali całego portfela jest to już tylko 1,7 % zysku. Przez pewien czas moje pieniądze przebywały na koncie oszczędnościowym, co dało mi dodatkowy 1 % zysku (mizeria, ale zawsze coś). Przyznaje się bez bicia, że był też taki okres, gdy gotówka zalegała mi na rachunku maklerskim i w ogóle na siebie nie zarabiała.

Podsumowując, rok 2012 zamknąłem na plusie, z symboliczną 2,7% stopą zwrotu. W tym samym czasie WIG wzrósł o około 20% jeśli się nie mylę. Przy stratach jakie poniosłem w roku 2011, które wyniosły ponad 50% to tylko kropla w morzu potrzeb. Przede mną jeszcze długa droga, aby odzyskać to co straciłem. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że realizacja celu jaki sobie postawiłem przy zakładaniu tego bloga, a o którym wspominam tutaj, realnie się ode mnie oddaliła.

A teraz kilka bieżących informacji. Przez ostatnie 12 miesięcy miałem niedźwiedzie nastawienie i liczyłem, że spadki na giełdzie pogłębią się. Myliłem się. Mimo zeszłorocznych wzrostów moje nastawienie  nie uległo jednak zmianie. To co się dzieje w sferze polityczno-gospodarczej oceniam negatywnie i bliżej mi do stanowiska prof. Rybińskiego, niż  do większości ekonomistów wieszczących kontynuację hossy.

Patrząc na szerokie rynki spoglądam głownie na to co dzieje się w USA i w Polsce. W USA rozpoczęta kilka lat temu hossa trwa w najlepsze. To co wydarzyło się w 2011 r. okazało się być za oceanem tylko niegroźną korektą. W 2012 r. S&P 500 i Daw Jones ustanowiły nowe rekordy. W Polsce wygląda to nieco inaczej. Polskie indeksy nie odrobiły jak na razie strat z 2011 r., choć na jesieni 2012 r. nastąpiło wybicie z trendu bocznego w kierunku sugerującym kontynuację hossy. W momencie gdy piszę te słowa wszystko wydaje się możliwe. Zarówno to, że trwający od 2009 r. trend wzrostowy w USA może się definitywnie odwrócić jak i to, że poziom 50000 pkt na WIG-u zostanie przekroczony.

A teraz o transakcjach, o których wspomniałem na wstępie. Doszedłem do wniosku, że za bardzo przejmuję się szerokim rynkiem, a za mało uwagi poświęcam spółkom - potencjalnym inwestycjom, które mogą dać mi zysk. Stąd też po szybkim przeglądzie spółek, postanowiłem wyselekcjonować te, które leżą w kręgu moich zainteresowań i poddać je analizie. W wyniku tej analizy 50% gotówki przeznaczyłem na zakup akcji spółki SFINKS oraz VISTULA. Dlaczego akurat te spółki i dlaczego teraz? O tym postaram się napisać wkrótce.